Joga – spojrzenie nieco przewrotne!
Dziś wcale nie o tym dlaczego joga jest świetna! Z pewnością czytaliście już o tym niejeden artykuł i pewnie też wcale nie dwa, ani nie trzy, bo od Pani Domu po Nature od jakichś przynajmniej 10 lat każdy już zdążył się jogą zachłysnąć i napawać się jej zastosowaniem w profilaktyce bólu kręgosłupa i w redukcji stresu. I jest to, należy tutaj podkreślić, absolutnie SUPER!
Ogromne, i wciąż rosnące, jest też zastosowanie jogi, rozumianej jako połączenie aktywności fizycznej z pracą z oddechem i relaksacją, w wielu jednostkach chorobowych, przytaczając tu chociażby nadciśnienie, cukrzycę, terapię wspomagającą leczenie przeciwnowotworowe czy stany psychopatologiczne jak depresja i zespoły lękowe. A więc, całkiem poważnie – badań jest dużo i z każdym rokiem coraz więcej, a wyniki sporej części z nich są niezmiernie obiecujące (zainteresowanych odsyłam do świetnej publikacji, dotychczas bez polskiego tłumaczenia, The Principles and Practice of Yoga in Health Care) co daje ogromne nadzieje na coraz sprawniejsze odchodzenie od wszechobecnego dualizmu kartezjańskiego w medycynie i włączanie psychosomatycznych rozwiązań także do leczenia prawdziwych poważnych chorób. Yaaaay!
Sama praktykuję jogę od kilku lat, a od jakiegoś czasu prowadzę też swoje zajęcia starając się łączyć podejście tradycyjne z bardziej współczesnym myśleniem o zdrowym ruchu. Dla mnie joga to przede wszystkim zwiększanie świadomości ciała i praca nad mobilnością, ale z uszanowaniem własnych ograniczeń. Wyciszenie, oddech i chwila ugruntowania. Łagodne przeciąganie się w ciągu dnia. Ale to też codzienna praca poza matą – nad regulacją emocji, nawykowymi reakcjami, redukcją ego, codziennymi nawykami i kultywowaniem wdzięczności. Wdzięczność też szczególnie warto tutaj podkreślić, bo i ona sama w sobie działa cuda i są na to dobre badanka!
Poza wdzięcznością pielęgnuję jednak w sobie intensywnie jeszcze jedną cechę – wątpliwość – i to samo z reguły polecam innym. Dzięki temu myślę, dociekam, szukam, czytam i nieustannie kwestionuje prawdy objawione szukając jak najlepszych źródeł wiedzy i eksperymentując na sobie. Słuchając przy tym swojego ciała, intuicji i poszerzając horyzonty.
I jakkolwiek dużo zalet joga by nie miała (a ma ich ogrom, raz jeszcze podkreślam!) warto pamiętać także o tym, że ma (lub może mieć) również minusy. Pierwszym aspektem, który rzuca się w oczy jest ewidentnie rozdmuchany marketing i uduchowiona otoczka przy jednoczesnym ogromnym skupieniu na fizycznym aspekcie jogi. I choć joga to przede wszystkim ścieżka medytacyjna to jednak kolorowe legginsy, mata z jakimś ezoterycznym wzorem, elegancki pokrowiec na matę, poduszka medytacyjna, bolster, koniecznie drewniane kostki, 100% wełniany koc, pasek z organicznej bawełny, lawendowy woreczek na oczy, stylowa mala, kadzidła i świeczki to dla wielu osób zakupy na dobry początek. Najlepiej też od razu włączyć sobie do praktyki jakąś mistyczną indyjską muzykę, żebyśmy przez przypadek nie musieli przez chwilę pobyć w ciszy i kontakcie z własną głową i ciałem.
Jest to oczywiście pewnego rodzaju uogólnienie, ale liczba osób utożsamiających jogę z oglądanymi w social mediach atrakcyjnymi dziewczętami w obcisłych leginsach wyginających się w abstrakcyjne pozycje w egzotycznych krajobrazach i oparach palo santo przeważa znacznie nad liczbą osób, które jogę rozumieją jako codzienne boring self-care, świadomą pracę z oddechem, uważność, pracę nad własną głową i dążenie do ciała mobilnego, ale przede wszystkim zdrowego, a nie rozciągniętego do granic możliwości.
I tu przechodzimy do kolejnego aspektu, albowiem nie jest tak, że joga to alfa i omega aktywności fizycznej. Choć wiele z asan to ćwiczenia wielostawowe angażujące całe ciało poprzez wpływ na układy powięziowe, to jednak wśród katalogu najczęściej przewijających się na zajęciach pozycji często pojawiają się znaczne dysproporcje w grupach angażowanych mięśni. Chociażby tyły nóg są głównie rozciągane, a niewiele jest pozycji, które w jakikolwiek sposób by je wzmacniały. Z tego też powodu łatwo o nabawienie się przeprostów w kolanach, a te prowadzą do nadmiernego obciążenia więzadeł i chrząstek. To samo dzieje się we wszystkich innych stawach, jeśli skupiamy się na przesadnym rozciąganiu otaczających ich tkanek prowadząc do hipermobilności. I o ile w przypadku pospinanej i spędzającej całe dnie w pozycji siedzącej większości społeczeństwa zwiększanie zakresów ruchów będzie prawdziwym wybawieniem, o tyle u osób bardzo elastycznych będzie często pogłębiać problem. A, o ironio, najczęściej będą to właśnie te osoby (statystycznie 10-25% populacji, głównie kobiety), którym joga przychodzić będzie lekko i przyjemnie, a więc i chętniej będą się w nią angażować, zamiast łapać za ciężarki i próbować ustabilizować niestabilne stawy ćwiczeniami siłowymi.
Podobnie z dystansem należałoby podchodzić na przykład do sensu pogłębiania zakresu wygięć w tył (zaczynając tu od podstawowego pytania po co właściwie nam duży zakres w wygięciu i biorąc pod uwagę ryzyko kompensacji ruchu w bardziej mobilnych segmentach kręgosłupa), wszystkich widowiskowych asan w skrajnych zakresach (jak szpagaty) oraz do pozycji odwróconych (które nie wszystkim służą, powodując znaczne obciążenia na odcinek szyjny, co nie odbiera im oczywiście ich zalet w odniesieniu np. do odciążania mięśni dna miednicy). Warto przyjrzeć się temu, które zakresy ruchu są dla nas funkcjonalne i do nich właśnie dążyć. I zdać sobie sprawę z tego, że zupełnie inaczej będzie to wyglądać jeśli w wolnym czasie zajmujemy się trójbojem siłowym, inaczej jeśli chcemy kopać kogoś w głowę trenując dodatkowo tajski boks, a jeszcze inaczej jeśli po prostu właśnie zdecydowaliśmy się wstać z kanapy. Szpagat i mostek ze stania niekoniecznie muszą od razu znaleźć się na szczycie naszej checklisty, a wręcz mogą nie trafić tam nigdy.
Nie jest też tak, że joga to jedyna słuszna aktywność fizyczna, która może nam zastąpić wszystkie inne. Elastyczność to jedno, ale istotny jest też wspomniany aspekt budowania i utrzymywania siły mięśniowej, jak i nieprzecenione ćwiczenia aerobowe, mające szeroko udowodniony wpływ na ryzyko przedwczesnego zgonu z powodu zdarzeń sercowo – naczyniowych oraz chorób nowotworowych, a także zdające się poprawiać zdolności poznawcze. Zwolennicy dynamicznych form jogi zakrzykną pewnie od razu, że to one są rozwiązaniem problemu, ja jestem jednak zdania, że najlepsza aktywność fizyczna jaką możemy zapewnić swojemu ciału to aktywność różnorodna. A więc zarówno ćwiczenia z rozsądnym obciążeniem, jak i zwiększanie mobilności, pozbywanie się napięć i w końcu aktywność bardziej wydolnościowa w postaci energicznego spaceru, biegania czy roweru, najlepiej połączona z przebywaniem wśród natury. Ważne jest też by jogę (jak i inne formy ruchu) praktykować pod okiem instruktorów i nauczycieli świadomych dźwiganego przez nich ciężaru odpowiedzialności i nieustająco dokształcających się w zakresie pracy z ciałem, a nie tylko wyginających się bezrefleksyjnie w robiące wrażenie pozycje.
Tu naprawdę nie chodzi o szpagat ani płynne recytowanie mantr w sanskrycie. Nie chodzi o ołtarzyki z obrazami mistrzów i kadzidła. Wśród różnorodności podejść do jogi każdy może oczywiście odnaleźć najbliższą sobie ścieżkę idąc bardziej w czakralne ezo-uduchowienie w oparach kadzideł albo w rozsądną gimnastykę z mindfulness. I to jest super! Nie zapominajmy jednak o tym, co jest w tym wszystkim najważniejsze. Nie bójcie się poszukiwać, kwestionować, dociekać, zadawać pytania. Nie bierzcie za pewnik wszystkiego co usłyszycie i przede wszystkim bądźcie uważni na to co Wam służy, a co nie. Ośmielcie się mieć wątpliwość.
2 komentarze
Aga
Bardzo ciekawe spojrzenie na bliski mi temat… naprawdę doceniam Twoje spostrzeżenia, nigdy z tej strony na to nie patrzyłam … i wiesz myślę , że dlugo będę jeszcze zgłębiać temat. Dziękuję Ci za ten artykuł.? pozdrawiam cieplutko ?
Medytuje.pl
Dzięki Aga! No tak, temat rzeka, tym bardziej, że wiadomo, jak ze wszystkim – co człowiek to teoria 😉 Ściskam Cię mocno! <3