Vipassana czyli autoterapia dla hardcorów w 10 dni
Są takie momenty, które zmieniają życie. Doświadczenia z pogranicza życia i śmierci, niespodziewane znajomości, wydarzenia, które przewracają wszystko do góry nogami. Zwykle spotykające nas bez zapowiedzi i łącząc się z dużym kosztem emocjonalnym. A co jeśli powiem Ci, że żeby zmienić swoje życie potrzebujesz 10 dni urlopu, sporo wytrwałości i poduszkę medytacyjną? (I termos, bo napar imbirowy naprawdę robi robotę!)
Nie jest to doświadczenie łatwe. Nie jest przyjemne. Nie jest ekscytujące. Wręcz przeciwnie, jest momentami piekielnie nudne, frustrujące, dłużące się w nieskończoność. Bolą Cię plecy i kolana. Tęsknisz za choćby najnudniejszą książką i small talkiem z nielubianą sąsiadką. Zastanawiasz się, w którym miejscu w Twoim umyśle jest granica szaleństwa. Raz po raz wraca myśl czy to nie jest przypadkiem moment żeby zrezygnować. Ale gra jest warta świeczki.
Vipassana oznacza widzieć rzeczy jakimi są. Jako technika medytacji nauczana jest w formie 10-dniowych kursów w świeckich ośrodkach na całym świecie. Regulamin zakłada przestrzeganie podstawowych zasad moralnych, pozostawanie w całkowitym milczeniu (i unikanie innych form kontaktu) i ograniczenie swojej aktywności w zasadzie jedynie do medytacji i podstawowych czynności fizjologicznych. 10 dni bez kontaktu ze światem zewnętrznym. Bez książek, telefonu, komputera, ćwiczeń fizycznych, a nawet możliwości pisania notatek. Bez kontaktu wzrokowego i zamienienia choćby słowa z ludźmi wokół Ciebie.
Dzień zaczyna się o 4 dźwiękiem gongu. Chwila na rozbudzenie, szybki ogar w łazience, łyk napoju imbirowego z termosu jeśli byłeś na tyle sprytny, by nalać go sobie dnia poprzedniego i dwie godziny medytacji. O 6:30 śniadanie. Proste, wegetariańskie, ale przy tak małej ilości bodźców wydające się być najwspanialszym śniadaniem świata. Jedzenie to tutaj największa atrakcja. Potem chwila przerwy, może nawet krótka drzemeczka i od 8 do 11 medytacja. Później obiad i czas na odpoczynek. Tak, obiad o 11. Jak się postarasz o 13 możesz być już po obiedzie i dwóch drzemkach. Potem bez niespodzianek – medytacja na sali, medytacja w pokoju, medytacja prowadzona albo medytacja indywidualna. O 17 przerwa na ostatni posiłek – jabłko. Im szybciej odkryjesz, że dolewając mleka do herbaty jesteś mniej głodny o 20, tym lepiej dla Ciebie. No i ten napar imbirowy, nie zapomnij go nalać! Jeszcze dwie godziny medytacji i wieczorny wykład. Wykład jest sztosem, wyczekujesz na niego jak na nowy odcinek ulubionego serialu. Trwa godzinę i przedstawia podstawy filozofii buddyjskiej przeplatane odniesieniami do typowych problemów, które napotykają praktykujący w poszczególnych dniach. Pomaga. Poza tym oznacza to, że kolejny dzień dobiegł końca. Jesteś o krok bliżej.
Wymysł hochsztaplerów żeby zarobić na spragnionym uduchowienia zachodnim świecie? Raczej nie, bo opłatę wnosi się dopiero po całości kursu i samemu decyduje się o jej wysokości. Nie ma presji, dostajesz numer konta i robisz z tym to, co uważasz za stosowne. Na zakończenie jest za to prezentacja o działalności ośrodka, przyświecającej mu idei i szczegółowym finansowaniu.
Niełatwo się na taki kurs dostać, bo Vipassana cieszy się rosnącą popularnością i miejsca na nowe kursy rozchodzą się w ciągu kilku minut po rozpoczęciu zapisów. Sporo zapisanych osób jednak rezygnuje, więc samo dostanie się na listę rezerwową jest już niemałą szansą.
No spoko, tylko dlaczego masz spędzić 10 dni urlopu na poduszce medytacyjnej gdzieś pod Koninem, zamiast na piaszczystej plaży w Sopocie? Właśnie po to, by zacząć widzieć rzeczy jakimi są. Dostrzec co stoi za Twoimi nawykowymi zachowaniami i znaleźć przestrzeń pomiędzy bodźcem a reakcją. Zrozumieć kierujące Tobą mechanizmy. Nauczyć się odkładać na bok własną narrację i chociaż przez krótkie momenty zanurzać się w rzeczywistym doświadczeniu.
Czy to jedyna droga? Na pewno nie. Psychoterapia, studiowanie filozoficznych tekstów, środki psychoaktywne czy religia pomagają ludziom na całym świecie uzyskać wgląd na krótsze lub dłuższe chwile. Każda z tych metod ma, jak się domyślacie, swoje plusy i minusy. Zaletą Vipassany jest na pewno skondensowana forma, sekularyzm i, o ile nie ma przeciwwskazań do takiej formy głębokiej pracy z umysłem, bezpieczeństwo. Czy warto? Po stokroć TAK!