Podróże

Rusz w drogę! O Camino de Santiago

Posłać to wszystko w cholerę, zarzucić tobołek na plecy i ruszyć przed siebie w stronę wschodzącego słońca. Pozostawić codzienne troski gdzieś w tyle, martwiąc się tylko o to by mieć co zjeść i gdzie spędzić noc. Brzmi jak abstrakcja w dzisiejszym zabieganym świecie? Niekoniecznie!

Szlak świętego Jakuba w swojej najpopularniejszej odsłonie Camino Frances liczy sobie niecałe 800 km i ciągnie się od małego francuskiego miasteczka Saint Jean Pied de Port u podnóża Pirenejów do Santiago de Compostella, hiszpańskiego miasta położonego nieopodal zachodniego wybrzeża kraju. Według oficjalnych statystyk w 2018 roku szlak odwiedziło 327 378 pielgrzymów, w tym 4785 Polaków. Część z nich przybywa na trasę tylko na kilka dni chcąc jedynie zasmakować wędrowniczego życia, inni z kolei przemierzają całą drogę poświęcając na to ponad miesiąc. Sporo osób decyduje się pokonać trasę rowerem, a niektórzy nawet konno.

Choć sama tradycja jak i wszechobecne „pielgrzymowe” nazewnictwo przywodzi na myśl religijne konotacje, Camino nie jest wcale tylko dla chrześcijan. Wręcz przeciwnie, spotkasz tam też ateistów, buddystów czy ludzi określających się jako poszukujących i niezwiązanych z żadną religią. Młodziaków na progu dorosłego życia i pełnych energii emerytów. Całe rodziny, grupy przyjaciół i samotnych wędrowców. Anarchistów śpiących pod namiotem i statecznych ludzi wynajmujących najlepsze pokoje w napotkanych pensjonatach. Jest miejsce dla każdego.

Szlak ciągnie się przez całą szerokość Hiszpanii płynnie zmieniając krajobraz ze skalistych zboczy Pirenejów, przez wysuszone pola, szerokie połacie ziemi pełne pnących się winorośli, aż po kipiące zielenią lasy Galicji. Po drodze miniesz niezliczone małe wioseczki o średniowiecznej zabudowie niepewnie wypatrując jedynej otwartej kawiarnii, serwującej wymarzone od kilku godzin toritilla de patatas i cafe con leche. Najpewniej znajdziesz ją gdzieś nieopodal głównego placyku i stojącego przy nim kościoła o zapierającej dech w piersiach architekturze. Szybkie drugie śniadanie i czas ruszać w dalszą drogę – do celu jeszcze kilka kilometrów, a lepiej nie dotrzeć tam zbyt późno jeśli chcesz by starczyło dla Ciebie miejsca w wybranym schronisku.

Internet pełen jest porad jak zaplanować trasę, spakować plecak i o co zadbać przed wyruszeniem w podróż. Jakkolwiek się nie przygotujesz z dużym prawdopodobieństwem Twój plecak i tak szybko okaże się za ciężki, na stopach pojawią się pęcherze, a dawna kontuzja kolana da o sobie znać. Nic to jednak, bo doświadczenie to warte jest każdej niedogodności, którą w sobie zawiera!

Jeśli natomiast mogę Ci coś doradzić…

Wyrusz w drogę samemu. Tak, wiem, co teraz myślisz – samotna podróż nie sprawia Ci żadnej przyjemności, bo potrzebujesz kogoś z kim możesz dzielić przeżywane chwile. Że boisz się, że nie dasz rady, bo to przecież obcy kraj. No i że w ogóle jak to tak, bez towarzysza? Nauczenie się bycia samemu ze sobą w tych lepszych i gorszych chwilach to najpiękniejsze doświadczenie, które możesz wynieść z Camino, o ile się na to zdecydujesz. Prawda jest też taka, że na Camino nigdy nie jest się samotnym, jeśli tylko szuka się towarzystwa. Dobrze mieć jednak możliwość wyboru i spędzić chociaż część drogi na samotnej wędrówce. Podziękujesz mi po powrocie.

Postaw na minimalizm. I to taki, którego dotychczas nie znałeś. Naprawdę da się przeżyć miesiąc z trzema parami majtek i skarpetek. I tak w połowie drogi uznasz że zabrałeś za dużo rzeczy, gwarantuję. Może dojdziesz do wniosku, że w codziennym życiu wcale nie potrzeba Ci wiele więcej?

Daj sobie czas. Dobrze jest zaplanować podróż z zapasem kilku dni, tak żeby w razie czego móc lekko zmodyfikować plany, zarzucić własne tempo na rzecz spędzenia kilku dni z nowo poznanymi ziomeczkami albo zostać na imprezę lub relaks w którymś z większych miast.
Prostota życia na szlaku, wszechobecna bliskość natury, przestrzeń na bycie ze sobą z pełną świadomością obolałego ciała i wyciszonej głowy czynią to doświadczenie absolutnie niepowtarzalnym. Niepowtarzalne są też nawiązywane na szlaku znajomości, z których część wcale nie kończy się wraz z dotarciem do Santiago.

Po stokroć warto!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *